Arbeit macht frei
Zwiedzających, którzy przybywają do Auschwitz, wita żeliwna brama z napisem Arbeit macht frei – Praca czyni wolnym. Ta parafraza biblijnego cytatu „Prawda was wyzwoli” (J 8, 32) pojawia się nie tylko nad wejściem do Auschwitz, ale także na bramach innych nazistowskich obozów: Dachau, Gross-Rosen, Sachsenhausen, Theresienstadt i Flossenbürg. Już przed wojną hasło było wykorzystywane przez NSDAP podczas akcji zwalczania bezrobocia w Niemczech.
Znając przerażającą historię nazistowskich obozów koncentracyjnych, wiadomo, jak bardzo szyderczy był to slogan. Niestety dla więźniów często jedynym sposobem wyzwolenia z Auschwitz była śmierć, o czym sami mówili, powtarzając obozowy dwuwiersz równie ironiczny jak sam napis:
Arbeit macht frei
durch Krematorium Nummer drei
(Praca czyni wolnym
przez krematorium numer trzy)
Bramę wykonali polscy więźniowie polityczni pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010 – przed zesłaniem do Oświęcimia mistrz kowalstwa artystycznego), którzy przybyli do Auschwitz jednym z pierwszych transportów z więzienia w Wiśniczu w 1940 r. Sama budowa bramy stanowiła część prac związanych z umocnieniem ogrodzenia obozu (wymieniono wtedy drewniane słupy na żelbetowe z drutem kolczastym pod napięciem).
Przyglądając się napisowi, można zauważyć, że litera „B” jest przyspawana do góry nogami. Pogłoska mówi, że ślusarze zrobili to specjalnie – na znak buntu. Są też tacy, którzy twierdzą, że to czysty przypadek.
Kazimierz Albin (1922–2019), jeden z niewielu ocalałych, którzy do Auschwitz przybyli pierwszym transportem (numer obozowy 118), doskonale pamięta dzień zamontowania napisu na bramie.
„Byliśmy porażeni cynizmem Niemców. Napisali «praca czyni wolnym», chociaż na własnej skórze przekonaliśmy się, że praca w Auschwitz była jedynie metodą uśmiercania więźniów […]. Napis był stałym elementem mojego obozowego życia. Mijałem go dwa razy dziennie. Gdy moje komando wychodziło do pracy i gdy z niej wracało. Wkrótce, podobnie jak dla innych więźniów, napis stał się dla mnie symbolem tego miejsca. Symbolem piekła, jakie zgotowali nam Niemcy. Symbolem ich obłudy i okrucieństwa. Od kolegów, którzy przybywali do Auschwitz później, dowiedziałem się, że gdy po raz pierwszy przekraczali bramę obozu, właśnie ten napis wywoływał w nich największe przerażenie”1.
Po wyzwoleniu obozu Sowieci planowali wywieźć napis na teren Rosji, udaremnił to jednak były więzień Eugeniusz Nosal (numer obozowy 693), któremu udało się przekupić strażnika pilnującego wagonu z ładunkiem – ponoć użył do tego butelki samogonu – a następnie ukryć napis w oświęcimskim magistracie. Dzięki temu gdy tworzono Muzeum i Miejsce Pamięci, slogan powrócił na bramę.
Kto ukradł napis?
Ciekawostką jest, że w grudniu 2009 r. napis został skradziony. Na szczęście udało się go odzyskać – w trzech częściach – już 70 godzin później we wsi pod Toruniem, skąd miał on wyruszyć w dalszą drogę do… Szwecji. Za kradzież odpowiedzieli Marcin A. i Andrzej S. oraz Anders Högström, który miał kierować grupą. Oskarżony twierdził, że to nie na jego polecenie dokonano rabunku, a napis zamówił powiązany z neonazistami szwedzki milioner Lars-Göran Wahlström.
Högström zeznał wówczas, że napis Arbeit macht frei miał zostać sprzedany, a pieniądze planowano przeznaczyć na sfinansowanie ataku nazistów na szwedzki rząd. Nie było tajemnicą, że Lars-Göran Wahlström jest zainteresowany powojennymi pamiątkami – ponoć w jego willi wisiały portrety Adolfa Hitlera, flaga ze swastyką, odznaczenia i inne artefakty powiązane z nazizmem. Znał osobiście Högströma, jednakże z powodu braku dowodów został oczyszczony z zarzutów. Dopiero w 2020 roku w książce Extremisten [Ekstremista] autorstwa dziennikarza Bosse Gustafssona Andres Högström wyznał, że to on był mózgiem całej operacji i nie było żadnego podżegacza ani spisku.
Od czasu tego zdarzenia oryginalny napis jest prezentowany w Muzeum Auschwitz-Birkenau, a na bramie wisi jego kopia. Ma to związek nie tylko z kradzieżą, ale także z warunkami atmosferycznymi, które mogą powodować jego korozję.
Co ciekawe, podobna historia spotkała napis z obozu Dachau, który skradziono w 2014 roku Udało się go odnaleźć dopiero dwa lata później w Norwegii. Trudno nie odnieść wrażenia, że nazistowskie artefakty budzą w niektórych niezdrową fascynację.
Zwiedzanie
Widząc bramę Muzeum Auschwitz-Birkenau, warto pamiętać, że w czasie okupacji przekroczyło ją ponad 1,3 miliona osób. Gdy nadeszło wyzwolenie, wyjść przez nią mogło zaledwie 7 tysięcy ocalałych (na przestrzeni pięciu lat pobyt w obozie przeżyło około 200 tysięcy osób – część z nich zmarła podczas tak zwanych marszów śmierci). Biorąc to pod uwagę, całkiem słusznym wnioskiem będzie rezygnacja z wykonania selfie z szerokim uśmiechem na tle napisu Arbeit macht frei, co niestety zdarza się niektórym turystom. Auschwitz to nie tylko muzeum, ale także miejsce pamięci i przede wszystkim jeden z największych cmentarzy świata.
Przypisy:
1. Fragment wywiadu z K. Albinem dla „Rzeczpospolitej”, 19.12.2009.
Wstecz